Ostatnio miałam sporo powodów do tego, by opuścić nasze małe mieszkanko i wyruszyć na spotkanie z człowiekami, jak to mawia mój ulubiony Lemur. Jak dobrze wiecie upały w te ostatni dni nas mocno rozpieszczały wobec czego miałam dylemat co nałożyć
(tym razem nie na siebie tylko na głowę) - perukę czy chustkę. Pierwszego dnia wybór padł na perukę. Chciałam się nie wyróżniać, a peruka miała mi to zagwarantować. Przyznaję jednak, że nie czułam się zbyt komfortowo. Miałam takie odczucie, ze wszyscy zwracają na mnie uwagę i zastanawiają się co ja mam na tej głowie?!. Peruka choć naprawdę wygląda spoko sprawiła, ze czułam się jak jeżdżąca po całym mieście w poszukiwaniu cukru Marysia z "Poszukiwany, poszukiwana". Czyli sztucznie, dziwnie i goooorąco.
W sobotę kiedy temperatura w Wawie osiągnęła conajmniej 35 stopni postanowiłam, ze na spacer wybiorę sie w tej czapeczko-chustce. I czułam sie o niebo lepiej. Miałam wrażenie, ze jakoś mi jest w niej lepiej i ludzie sie mniej gapią. Nawet jeśli ktoś dłużej zatrzymał na mnie wzrok to sie tym nie krępowałam, tylko myślałam sobie oj, tam najwyżej sobie pomyśli, ze jestem chora na raka, a przecież to nie wstyd.
Tak wiec póki co błękitna czapeczko-chustka stała się mi bliższą przyjaciółką.Ale nie dzielę jeszcze włosa na czworo :) Bo kto wie może jak uda mi się nabyć naturalna perukę to będę się w niej czuła swobodniej i wtedy będę bardziej owłosiona. :)
Hej Moniko. Ta chustka - pełen luz.
OdpowiedzUsuń