środa, 31 sierpnia 2011

2/5

Jest dobrze! chyba poniedziałkowa magia nadal działa. Jak dobrze wiecie wczoraj rozpoczelam kolejna serie chemii. Dzis w drugiej dobie jej przyjmowania przyznaje, ze czuje sie duzo lepiej niż za pierwszym razem. Wymiotowalam tylko dwa razy, a wszeogarniajaca mnie senność jest do wytrzymania. Oby tak dalej!!!
Kolejna dobra wiadomość brzmi 12-10=2.Rozszyfrowujac to działanie to jeden z leków, który do tej pory przyjmowalam przez 12 godzin, został troszkę zmodyfikowany i teraz wystarczy jak leci 2 godziny. Dzięki temu krócej jestem uwiazana do kroplowki i ku radości R śpię bez Zenka (tak ochrzcilam mój stojak na kroplowki) :).
Dziękuje Wam za wszystkie smski i maile. Wszystki slowa mocno zachowuje w swym serduchu i jestem Wam za nie bardzo wdzięczna. Wybaczcie, ze nie odpowiadam. Zachowuje siły, by tutaj coś skrobnac. Wiem, ze czytacie to będziecie na bieżąco :) jeszcze raz DZIĘKUJE!!!
Trzymajcie proszę kciuki, abym kolejne trzy dni równie dobrze przetrwała...
A na koniec piosenka, która mi mocno w tym roku gra w sercu. Ze specjalna dedykacja dla Was.



poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Dzień dobrych wiadomości!

Ale mam dziś dobry dzień! Rewelacja! :) Wiem, wiem nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca. No ale sami zobaczcie!
Rano Frajducha bez większych oporów połknęła tabletkę. Później dostałam od pani doktor nowy wniosek na perukę. Okazało się, że można dostać wniosek na perukę naturalną lub syntetyczną. Syntetyczną kupiłam i wiadomo - nie zaprzyjaźniłam się. Może naturalna mnie uwiedzie :)
W kolejce po nfzetowską pieczątkę czekałam tylko 5 minut! Pani w okienku nr 4 była bardzo miła i bez problemu pomogła mi wymienić wniosek :) Uff kamień z serca.
W drodze do mieszkania udało nam się zrobić całkiem udane zakupy - okazało się, że w Simply Bobofruty (które ostatnio uwielbiam) są ponad 1 zł tańsze niż w sklepie pod blokiem. Teraz to pewnie będzie nasz zakupowy punkt docelowy.
Napisałam do Fundacji  rak'n'roll - http://raknroll.pl/ i bardzo szybko uzyskałam odpowiedź od przemiłej pani Magdy, że oczywiście dostanę perukę :) Po kilku mailach zadzwoniła i powiedziała, że salon na Zamoyskiego na mnie czeka, jak tylko będę gotowa mam się zjawić! Wowowow!
Kochane dziewczyny pamiętajcie, że jak wpadniecie na pomysł skrócenia włosów o ok. 25 cm to możecie je oddać Fundacji na rzecz akcji "daj włos" http://raknroll.pl/o-fundacji/z-zycia-fundacji/daj-wlos/2040
No i dowiedziałam się też, że moje wyniki krwi są dziś jeszcze lepsze niż w piątek! Jutro ruszam do szpitala!
Ojej ale dobry dziś mam dzień!!! :)
I pomyślcie tylko, że jaki poniedziałek taki cały tydzień. Jeśli to powiedzenie jest prawdziwe, to na pewno przetrwam tą chemię!

niedziela, 28 sierpnia 2011

Chustka vs peruka

Ostatnio miałam sporo powodów do tego, by opuścić nasze małe mieszkanko i wyruszyć na spotkanie z człowiekami, jak to mawia mój ulubiony Lemur. Jak dobrze wiecie upały w te ostatni dni nas mocno rozpieszczały wobec czego miałam dylemat co nałożyć (tym razem nie na siebie tylko na głowę) - perukę czy chustkę. Pierwszego dnia wybór padł na perukę. Chciałam się nie wyróżniać, a peruka miała mi to zagwarantować. Przyznaję jednak, że nie czułam się zbyt komfortowo. Miałam takie odczucie, ze wszyscy zwracają na mnie uwagę i zastanawiają się co ja mam na tej głowie?!. Peruka choć naprawdę wygląda spoko  sprawiła, ze czułam się jak jeżdżąca po całym mieście w poszukiwaniu cukru  Marysia z "Poszukiwany, poszukiwana". Czyli sztucznie, dziwnie i goooorąco.
źródło: http://fototeka.fn.org.pl/

W sobotę kiedy temperatura w Wawie osiągnęła conajmniej 35 stopni postanowiłam, ze na spacer wybiorę sie w tej czapeczko-chustce. I czułam sie o niebo lepiej. Miałam wrażenie, ze jakoś mi jest w niej lepiej i ludzie sie mniej gapią. Nawet jeśli ktoś dłużej zatrzymał na mnie wzrok to sie tym nie krępowałam, tylko myślałam sobie oj, tam najwyżej sobie pomyśli, ze jestem chora na raka, a przecież to nie wstyd.
źródło: http://www.bogadar.pl
Mam taką tylko niebieską  :) ładna co nie?
Tak wiec póki co błękitna czapeczko-chustka  stała się mi bliższą przyjaciółką.Ale nie dzielę jeszcze włosa na czworo :) Bo kto wie może jak uda mi się nabyć naturalna perukę to będę się w niej czuła swobodniej i wtedy będę bardziej owłosiona. :)

sobota, 27 sierpnia 2011

W poszukiwaniu sensu

Dziś kiedy po raz wtóry poszukiwałam w sobie odpowiedzi na pytanie - po co to wszystko? przypomniały mi się słowa jednej z pielgrzymkowych piosenek: "...każde cierpienie ma sens, prowadzi do pełni życia...". Pytania jednak pozostają niezmienne. Czy ta pełnia  w ogóle się pojawi? Czym będzie? Kiedy i gdzie się objawi? Będzie na tym czy  na innym świecie?
I tak czasami sobie myślę... dedukuję... pytam...  bo ciągle mam ogromną potrzebę odnalezienia sensu, wartości dodanej tego wszystkiego co się teraz dzieje. I mocno wierzę w to, że, to już nie tylko moje cierpienie, czymś zaowocuje. I że będzie mi dane  tym owocem się cieszyć.
Póki co duszę w sobie taki ogromny żal za straconym czasem. Żal ten szczególnie  nasila się, kiedy czytam firmową pocztę, posty na facebooku lub oglądam programy typu "Trinny i Susannah ubiebrają Polskę"'. Mam wtedy takie poczucie, że wszystkie biegnie do przodu, a ja stoję bezczynnie w miejscu. I to boli. Bo z osoby, która zaczęła pięknie rozwijać skrzydła przeistoczyłam się w osobę, która nie ma na zbyt wiele siły, często potrzebuje wsparcia i pomocy... Trudne to jest i na pewno uczy sporej pokory, dystansu do otaczającego świata. I po raz kolejny pokazuje, że teoria Maslowa jest prawdziwa, a zarządzanie zmianą swojego życia jest równie trudne, a może i trudniejsze niż zarządzanie zmianą w firmie. Swoją drogą analizując swoje myśli i odczucia, stwierdzam, że w zmianie pewnie jestem między fazą depresji i fazą sprawdzania/dostosowywania się. 

Wczoraj mieliśmy trudny dzień. Po silnym czwartku znowu nastał słabszy piątek. Pojawił się u mnie kaszel i ogólne osłabienie. Musiałam wybrać się do internisty i na badania krwi. W tym momencie ponownie bardzo przydałby mi się abonament w jakiejś lecznicy, ale niestety uniqa uznała, że jestem pacjentem zbyt wysokiego ryzyka i nie mogę się ubezpieczyć. Wspaniałe są te ubezpieczalnie, płaczą, że klientów nie mają. Ale jak ktoś chce być ich klientem to stwierdzają, że wolą klientów pięknych, młodych i zdrowych. No nic. Poradziłam sobie. Po wizytach w kilku bliskich przychodniach i usłyszeniu, że nie dziś nie mamy miejsc.Udało się znaleźć panią doktor, która fachowo ze mną pogadała, osłuchała i udzieliła kilka rad. Okazało się, że wyniki krwi mam super!!! I na pewno chemia będzie we wtorek. A płuca czyste, więc wystarczy drobny syropek. Wspólnie z R odetchnęliśmy z ulgą.
Wieczorem Frajdzia miała zabieg. Bidulka wróciła w takim amoku, że w pierwszej chwili nie wiedziałam co mamy z nią zrobić. Wzięłam ją na ręce jak dzidziulka, głaskałam i na chwilę się uspokoiła. Z minuty na minutę obserwowaliśmy jak zaczyna normalnieć. Kamień z serca. Ale powiem Wam, że ten niepokój o nią, o to, by się czuła dobrze, bezpiecznie uświadomił mi, że podobnie czują się moi bliscy w stosunku do mnie...  Trudne to uczucie, bo dużo chcesz zrobić, a momentami bezradnie rozkładasz ręce i tylko czekasz... To kolejna lekcja. Tym razem cierpliwości. Być może jak poskładamy te wszystkie lekcje w jeden elementarz wyjdzie z nich coś sensownego, coś co zaowocuje wspaniałym dobrem.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Dziękuję!!!

Otwieram dziś skrzynkę mailową, a w niej tyle ciepłych słów. Oczywiście się poryczałam, bo jakże by inaczej. Ale tym razem były to łzy szczęścia i wdzięczności. Jestem Bogu niezmiernie wdzięczna za to, że w tych trudnych chwilach zsyła mi tyle Aniołków z sercami na dłoni. Mam dziś wielką potrzebę powiedzenia Wam Dziękuję - jesteście WSPANIALI!!!
MOJE ANIOŁKI

Dziękuję za wszystkie odwiedziny, maile, smsy, telefony. Za każde pytanie: jak się masz? czy w czymś pomóc? itd ... Za wszystkie kciukańce! Za każdą Zdrowaśkę! DZIĘKUJĘ!!! Jest to dla mnie teraz takie ważne i takie potrzebne :) DZIĘKUJĘ!!!

Dziękuję Mamie i Siostrze za pyszne i zdrowe obiadki (oczywiście nie tylko za to, ale za to dziś szczególnie dziękuję). A R. dziś dziękuję za odwagę w dawaniu mi zastrzyków! Mój Dzielny Mąż :)

Przepraszam, że nie zawsze jestem tak miła jak bym sobie tego życzyła, że czasami nie mam sił, by rozmawiać, przyjmować gości - wiem, że to rozumiecie. Ale i tak przepraszam.

Moi Wspaniali zobaczcie jak dzięki Wam uśmiecha mi się mordka :)


Ps. Dziś mam  całkiem sporo sił. Słucham sobie Zakopowera (DZIĘKUJĘ Madziu :)),  piję rumianek, który ostatnio działa na mnie kojąco, spoglądam na uroczo śpiącą Frajdę i delektuję się myślą, że jeszcze kilka dni bez chemii. Prawdziwie odpocznę i we wtorek na nowo ruszę do boju. :)

środa, 24 sierpnia 2011

kolejny kamień milowy za nami

Przyznaję staram się być twarda, dzielna i nie płakać. Ale czasami poddaję się chwili i przeistaczam  w mięczaka. Tak trochę było wczoraj... Włosy już tak mocno wychodziły, że postanowiłam skorzystać z rad moich koleżanek niedoli, już z większym doświadczeniem, kupić perukę i zgolić się.  Wygooglowałam sklep, który był najbliżej mieszkania. Wspólnie z Siostrą przeszłyśmy się tam spacerkiem, zahaczając po drodze o zakłady fryzjerskie, by sprawdzić kto jeszcze w tym dniu mógłby mnie zgolić. Okazało się, że znalezienie fryzjera nie jest takie easy. Na szczęście na tej samej ulicy, na której znajdował się ów sklep, Pani powiedziała, że nie będzie problemu.
Sam zakup był mniej traumatyczny niż myślałam. Miły Pan i miła Pani fachowo podeszli do tematu, podali mi kilka peruk do mierzenia, chyba już 3 albo 4 okazała się tą właściwą. Wyglądam w niej tak jak w tych swoich krótkich włosach. (Przyznaję, że dobry to był pomysł z wcześniejszą metamorfozą. To było takie powolne oswajanie się z "nową ja".)  Do tego zakupiłam jeszcze "myckę" do spania :) i niebieską chusteczkę z czapeczką, która, jak na mój gust, była  za droga, ale za to bardzo wygodna.
Póki co wszystko brałam na twardo. Jednak w drodze do umówionego fryzjera powoli zaczęło mnie ściskać w gardle. Pomyślałam sobie nie ma co się mazać. Twardo do celu!
U fryzjera mała kolejka. Wzruszenie zaczęło napływać do oczu. Jeszcze jeden Pan i ja... I już... tylko, żeby się nie rozpłakać. Młoda Pani Fryzjerka pyta - ile mam mm zostawić? 2, 3? Jakoś mam wrażenie, że 3 ostatnio mi sprzyja więc niech będzie 3. Maszynka poszła w ruch. Takie ścinanie to nawet przyjemna sprawa. Ale łzy i tak spływają po policzkach. Motywuję się do tego, by się totalnie nie rozkleić. Patrzę na Siostrę ona siedzi spokojnie, wyciąga perukę i nie płacze. To ja starsza nie będę beksą!!! Pani Fryzjerka mnie uspokaja, mówi, że odrosną ładniejsze. Wiem, wiem, ale tych mi troszkę szkoda - odpowiadam. I już. Po bólu. Szybko nakładam perukę i wyglądam całkiem normalnie. Pozostałe Panie fryzjerki ciepło się uśmiechają. Wychodzimy. Uff kolejny kamień milowy za mną. Teraz tylko pokazać się Mężowi i będzie z górki.
Zaniepokojony sytuacją R dzwoni. Postanawiam nie mówić mu, że już po wszystkim. Trochę mu ściemniam, że fryzjerzy dziś nie mają wolnego, że muszę przemyśleć zakup peruki. Ściema działa, bo R proponuje, że zabierze mnie na Bemowo do fryzjera, że tam jest taka Pani co na pewno mi dziś pomoże. Rzucam kolejną ściemę, że umówiłam się na jutro i to pod blokiem, że nie trzeba. :)
Wracamy do mieszkania. Siostra gotuje obiad, a ja od czasu do czasu nerwowo zerkam na zegarek czekając na godzinę, kiedy to do mieszkania wejdzie R...
Zamek do drzwi, wchodzi. Z niepokojem zerkam  na niego. On wyczuwa, ze coś jest nie tak, bo patrzę z taką obawą w oczach.  Uśmiecha się i przygląda. Odwracam głowę. R wyczuwa podstęp mówiąc, że chyba już dziś coś zrobiłaś z włosami. :) Mówi, że prawie nie widać, że zorientował się tylko dlatego, że miałam minę kombinatorki no i troszkę inaczej ułożone włoski. Jest dobrze! Kolejne uff! Jakoś będę wyglądać przez te kolejne miesiące!

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Paranoje, paradoksy, przeciwnosci

Czesław Niemen śpiewał "...dziwny ten świat...", a ja dodam dziwne to życie. Składa sie z wielu paranoi, przeciwności. Przyjście człowieka na świat, wydarzenie cudowne i wzruszajace tak naprawdę związane jest z duża dawka bólu, niepewności i nerwów. Pozbycie sie raka - można, by rzec, leczenie, powrót do zdrowia, związane jest z przejściem przez wiele innych chorób. Taka paranoja, żeby wyzdrowiec trzeba swoje odchorowac...
Po wtorkowej dwunastogodzinnej sesji chemii czułam sie calkiem ok. Ale tylko do czwartku. Trzeci dzień podobno zwykle jest najtrudniejszy, tym razem tak było i ze mną, bo w piatek zaczęły pojawiać sie problemy z przelykaniem. A osłabienie momentami zwalalo z nóg.
Na szczescie w sobotę przyszedł czas na powrót do sił. W niedziele miałam już ich całkiem sporo. Takie zrzadzenie sił plus wizyta Mamy i Siostry, sprawiły, ze ten weekend był caaalkiem udany.:)
Nowy tydzień zaczął dotarczac nowych wrażeń. Dzis zaczęły mi wypadac, a raczej wychodzić pełnymi garściami, włosy. Czas ruszyć po peruke!!!! Trochę późno, ale mysle, ze dla psychiki dobrze mi to zrobiło. Przecież kto powiedział, ze mam sie z nią zaprzyjazniac od początku chemii? Jak jutro wpadnie to będzie w sam raz :)
Podobno walkę z nowotworem należy traktować jak przygodę. Jak tak sobie popatrze na to co sie dzialo ze mną oraz z moimi bliskimi przez ostatnie tygodnie, to rzeczywiscie czuje sie jak główna bohaterka filmu "dzika rzeka", która nie dość, ze wspólnie z bliskimi została porwana
przez kilku zbirow, to w dodatku musiała jeszcze pokonać trudna trasę przez Górska rzekę. Czasami mam wrażenie, ze ja w pełni nad ta rzeka panuje, ze już mnie nie zaskoczy, ze jej wir jest dla mnie w miarę bezpieczny. Aż tu nagle pojawia sie jakiś nagły spad, wystajacy głaz lub inna przeszkoda, która na chwile wytraca mnie z równowagi, zmusza do zmiany strategii,
wytyczenia nowych celów. Póki co jestem na powierzchni, bliscy tez dają radę. Po odebraniu dzisiejszych wyników morfologii i odwołaniu jutrzejszej dwunastogodzinnej sesji na ten tydzień mam nowy cel: walkę o białe krwinki. Muszę podnieść ich poziom, by w przyszłym tygodniu pójść na fale 5 dniowej sesji chemicznej.. Taki to znowu paradoks, ze muszę odbudować to co zostało zniszczone przez BEP, by znowu przyjąć BEP. Dziwny ten świat, ale może dzięki temu taki piękny i wzruszajacy, jak wzurszajace są narodziny dziecka i powrót do zdrowia po walce.


nowych celów.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Rozpoczelam walkę. Nie jest lekko, ba nawet śmiem powiedzieć, ze momentami czuje, ze jestem przeciazona i zadaje sobie dlugie pytanie - jestem na początku, a już nie mam siły czy ja dam radę wytrwac do końca? Czy to życie jest warte tych cierpień? Jak tylko mijają złe momenty, wracam do ciała, które ma ochotę na duzo dobrego, które jeszcze może mnie spotkać. Wtedy zaczynam liczyć, ile jeszcze...ile wlewow, ile bliskich spotkań z przyjacielem klozetem, ile złości, bólu... i kalkulować ile chwil zwątpienia przyjdzie mi przetrwać, by myśląc pozytywynie nie tyle przetrwać co wygrać - wygrać nowe życie. Na pewno życie po chemii nie będzie już wyglądało tak samo. Ot choćby prosta sprawa bede miała nowe włosy, może fajniejsze od tych co mam dzisiaj... Bede wiedziała co to znaczy prawdziwie cierpieć i dlatego tez bede mogła dawać wsparcie gdy ktoś inny, ktoś potrzebujący wsparcia będzie go chciał ode nie dostać... Już powoli widzę jak się zmieniam. Ot choćby znowu włosy ostatnio takie krótkie miałam w przedszkolu. Fryzurke muszę przyznać, ze mam niezła niczym Dorota Gardias. Będąc z wizyta u rodziców poprosiłam moja ulubiona artystkę- fryzjerka Madzie- o sciecie włosów. To co zostało oddam fundacji rak and roll a reszta innych zachwyca. Pewnie trochę przesądzają, ale stwierdzam, ze się dobrze czuje i na ten tydzień przed dniem, kiedy stracę je wszystkie wygladam co najmniej ok. :)
Tak... Przyznaje szczerze, ze dziś pierwszy raz od 8 dni odczulam "ulgę więzi"- jak mi podpowiada iPad. Czuje, ze w moich żyłach pulsuje krew, czysta niczym nie skażone, naturalna krew!!! To ona sprawia, ze mam sile, by marzyć i snic o tych dobrych czasach, które nadejdą. Na pewno nadejdą!!! A jutro kiedy pójdę na kolejne 12 godzin, proszę trzymajcie kciuki, aby wyprodukowane dziś marzenia i sny pozwoliły mi przetrwać te chwile kiedy zadaje sobie pytanie -czy warto? Bo ja dziś wiem i jeśtem pewna, ze warto żyć!!!!!