środa, 28 września 2011

Silniejsi przez słabość

Ktoś kiedyś powiedział, że ludzka siła wyrasta ze słabości. Tak więc wczorajszego wieczoru wspólnie z R staliśmy się silniejsi,  bo udało nam się pokonać naszą wielką słabość. Nie będę ukrywać, że przeciągająca się terapia i odwlekająca się wizja końca podcięły nam skrzydła. A wczorajsza wieść o tym, że to jeszcze tydzień przerwy przelała czarę goryczy. Doprowadziła nas do potoku łez. Wyzwoliła strumień niepotrzebnych słów. Jednym słowem pojawił się dół... Tak głęboki, że trudno było nam go zasypać. Oboje czujemy, że jest nam  z tym wszystkim coraz trudniej. Pytanie tylko komu by nie było??? Od jakiegoś czasu docierają do nas same negatywne informacje. Dookoła nas tylko smutek i żal.  Oboje zastanawiamy się nad tym gdzie podziało się dobro? Czy piękno i zdrowie istnieją tylko na ekranach TV i okładkach kolorowych gazet?
Tak więc my wczoraj daliśmy upust naszym negatywnym emocjom. I cieszę się z tego bardzo. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że kryzys to szansa na lepsze i że rację mieli ci  starożytni, którzy mówili o tym, że każdemu człowiekowi potrzebne jest katharsis. Po takim emocjonalnym oczyszczeniu zrobiło się nam jakby lżej. Wielkie problemy się zmniejszyły i  nabraliśmy przekonania, że jesteśmy w stanie znieść to wszystko z czym przyszło nam się mierzyć, że dalej możemy iść do przodu. 
Nie obyło się jednak bez wspomagających obietnic. Po pierwsze skoro wszystkie nasze plany legły w gruzach postanowiliśmy już nie planować. Zamiast tego postanowiliśmy marzyć. Marzenia są mniej zobowiązujące, a dają spokój ducha. Sprawiają, że człowiekowi robi się lżej na sercu, a umysł wchodzi w dziwny stan uniesienia. Po drugie częściej sobie mówimy o tym jak się czujemy, po to, by nie doprowadzić do nadmiaru złych emocji. Powszechnie wiadomo, że regularne wypróżnianie się jest zdrowe.
Po trzecie - to się tyczy przede wszystkim mojej osoby - nie myślimy negatywnie, nie uprawiamy czarnowictwa. A mówiąc językiem bardziej pozytywnym to myślimy o tym, że wszystko będzie dobrze, wierzymy w to, że po zakończonym leczeniu  wszystko będzie ok, że będzie pięknie. Bo będzie prawda?

wtorek, 27 września 2011

Jeszcze tydzień...

Jakoś nie jest mi dana ta połówkowa chemia. Biedny Zdzisiek (mój stojaczek na kroplówki) pewnie już tęskni za mną niemiłosiernie. Szczerze, ja już też się za nim stęskniłam... Bardzo liczyłam na to, że spędzimy ze sobą ten tydzień. A tu kolejne planowane spotkanie dopiero w poniedziałek. Ojć! Dziś na drodze stanął nam katar. Badania krwi pokazały, że mam jakiś stan zapalny w organizmie. Trudno. Pani Doktor uspokaja, że przy tej chemii tak jest, że mało kto się wyrabia w czasie, bo ona za bardzo osłabia organizm. Hmm to dobra i zła wiadomość.  Ale kiedy nastąpi ten koniec?  W skrytości swego serca życzę Zdziśkowi, żeby od grudnia tęsknił za nową  koleżanką.

poniedziałek, 26 września 2011

stoje, stoje, czuje sie swietnie



Stoję, stoję, czuję się świetnie
Nie muszę siedzieć, nie muszę leżeć
Czuję się świetnie, ach jak wspaniale
Nie muszę siedzieć, wcale ach wcale
Czuję się świetnie, ach jak przyjemnie 
Poznajcie? 
Na tym zdjęciu to ja podczas wczorajszego spaceru w Łazienkach. Było tak jak w piosence Maanam. Był ruch, gwar i blask dookoła. Było miło i bajecznie, czułam się świetnie.
A teraz znikam na kilka dni. Jutro kolejny kurs chemii - 3! Półmetkowy! :) 
Trzymajcie kciuki, bym szybko doszła do siebie. 
Do zaś!
Pozdrawiam Was ja i rozbrykana Frajdzia :)

Ps. Siostra i B dziękuje za weekend. Dzięki Wam nie myślałam o tym co będzie!

sobota, 24 września 2011

Telewizornia

Warto to przetrwać, każdy to wie
Ból w sercu masz bo czasami jest źle
To czarna nić kręci się wokół nas
Czujesz ją też jeśli serce tu masz 

Jamal wie co śpiewa, a ja wiem, że przetrwam! Przetrwam, przetrwam, przetrwam!
Oj dobry dziś mam nastrój. Przyjechała do nas moja siostra z kandydatem na narzeczonego :) i cieszymy się weekendem. Słonko pięknie świeci, a przynajmniej jeszcze przed chwilą świeciło. Frajdzia słodko śpi na szafie. W radio leci tylko polska muzyka :) A w telewizorni w październiku będę ja :) Uwierzycie? W tygodniu odezwała się do mnie Magda z fundacji Rak'n'roll Wygraj życie z pytaniem czy nie chciałabym powiedzieć słów kilka do kamery na temat ich akcji Daj Włos. Zgodziłam się, po chwili wahania, bo jednak opowiadanie o swojej chorobie przed tak dużym forum nie jest czymś prostym. Pomyślałam jednak, że w ten sposób będę mogła po pierwsze odwdzięczyć się Fundacji za jej prezent, no a po drugie może jakaś kobieta zobaczy moją perukę i powie OK to ja też się do nich zgłoszę i dzięki temu jej pomogę. Dokładnej daty emisji programu Przeznaczeni.pl (tvp2) jeszcze nie znam, ale nie martwcie się na pewno dowiecie się kiedy będzie! :)

Tak w ogóle to telewizornia ostatnio dostarcza mi wiele radości, wywołuje wielkiego banana na buzi. Tylko nie myślcie sobie, że przyczyną mego dobrego nastroju jest Mam talent czy Nowe przygody Jasia Fasoli. W ten cudowny nastrój wprawia mnie W jak Wesele. Nasze wesele :) Tak jest Beti, na dniach będzie gotowe nagranie!
Kiedy tylko otrzymaliśmy płyty do recenzji to pierwsza moja myśl - nie dam rady. Kurde, będę ryczeć jak nic. Nie chcę tego oglądać. To były takie piękne chwile - a teraz... Ale przełamałam się i wiecie co - warto było! Oglądając każdą płytę, a jest ich 4, cały czas mam uśmiech na twarzy. O taki :)

źródło: http://www.nowetapety.pl/870/szeroki-usmiech/

Tak wspaniale jest zobaczyć tyle bliskich ludków, którzy tak dobrze się bawią. Wszyscy tańczą, skaczą, śpiewają - weselą się prawdziwie. Nawet ten nasz, jak to mówi R: pożal się Boże pierwszy taniec miło się ogląda :)

Dziękuję Wujkowi Sz. za to, że uwiecznił te wspaniałe momenty. Dzięki temu będziemy mogli przeżyć to jeszcze raz i jeszcze raz przez najbliższe sto lat :)

środa, 21 września 2011

Czas nas uczy pokory

Chorowanie uczy cierpliwości, a czas nas uczy pokory. Dwóch cech, które moim zdaniem nie są w cenie w dzisiejszych czasach. Bo dzisiejszy świat potrzebuje wszystkiego jak najszybciej wręcz natychmiast. Przykładowo: chcesz schudnąć zażyj pastylkę i zaraz schudniesz, masz grypę weź proszek, a przeziębienie zniknie jak ręką odjął... Wszystko dzieje się już, teraz, w tej chwili! Szybko i do przodu!!!
Źródło: http://sweeciak.pl/2011/05/24/kto-kradnie-moj-czas
A jak nie to duży klops. I ja z tym klopsem się teraz mierzę... Chciałabym by już, szybko minął ten trudny czas. Chciałabym już jutro wrócić do pracy, pójść na zakupy do centrum handlowego, nie stresując się tym, że mnie ktoś zarazi - jeździć autobusem... Ale póki co żadna z reklam nie daje mi rozwiązania jak przyspieszyć czas... Nikt też nie reklamuje szybkiego lekarstwa na raka. Co więcej wszystko musi odbywać się w ściśle określonym tempie. Kroplówki muszą lecieć ustaloną liczbę godzin i nie można ich przyspieszyć, bo mogą się pojawić dodatkowe skutki uboczne. Odbudowywanie białych krwinek musi trwać w moim przypadku 5 dni, a po tych 5 dniach muszę odczekać 72 godziny, by przyjmować chemię i nie można tego przyspieszyć. Więc z coraz większą pokorą cieszę się z tego, że z każdym kolejnym dniem jestem bliżej końca, pomimo tego, że ten koniec trochę ucieka. Dodatkowo jestem też pod wrażeniem działania naszego umysłu, bo z każdą kolejną godziną coraz mniej pamiętam o tych wszystkich trudnych chwilach, które są już za mną i mam coraz więcej sił, by zmierzyć się połówkowym kursem, którego 2 dzień będzie już za tydzień.

poniedziałek, 19 września 2011

trudny rok

Chciałabym coś napisać, ale nie wiem co, nie wiem jak, brak mi mądrych słów. Jest mi za to bardzo smutno. Chciałabym wykrzyczeć co za fatalny rok!!! Rok, a raczej jego drugie półrocze. Krzyki tu jednak nic nie pomogą. Trzeba zbierać siły, walczyć i modlić się o lepsze jutro, bo i tak nie ucieknie się przeznaczeniu.
W weekend malusieńki Antoś (synek Lidzi) trafił do szpitala. Maluszek zakrztusił się mlekiem. Kiedy wszystko już wracało do normy okazało się, że Biedaczek ma chore serduszko i prawdopodobnie czeka go operacja. Kolejny mega stres. Z jednej strony załamka z drugiej strony powinniśmy dziękować Bogu, że się zakrztusił i dzięki temu w miarę szybko wykryto jego chorobę i będą mogli mu szybko pomóc. Tak czy inaczej ciężko...Trzymajcie kciuki za Antosia!
Ps. U mnie za mało białych krwinek, chemia przełożona o tydzień... Półmetek się oddala. 

czwartek, 15 września 2011

Być kobietą, być kobietą

Kiedy wczoraj dotknęłam na swojej głowie tych delikatnych, puszystych i miękkich włosów poczułam w sercu tęsknotę. Tęsknotę za swoją kobiecością. Matko gdzie ona uleciała? Gdzie ona jest? Kiedyś nie wyobrażałam sobie wyjścia po bułki do sklepu bez makijażu, a teraz śmigam po Wawce tylko z kremem na twarzy i chustką na głowie.
Przyznam szczerze, że od operacji większą uwagę przywiązuję do tego jak się czuję niż do tego jak wyglądam. Pewnie popełniam błąd bo własne samopoczucie buduje się też na swoim imagu. A ja już zapomniałam co to podkład, maskara, puder czy róż. Nie mam do tego głowy. Mam też w sobie taki strach, że jak będę malować oczy to wypadną mi rzęsy. Nie wiem czy jest to strach racjonalny czy nie, ale bardzo boję się tego, że stracę brwi i rzęsy i unikam ich niszczenia,  żeby później w razie czego nie mieć do siebie żalu czy pretensji. Ale skoro zaczęłam myśleć o tym jak wyglądam to może najwyższy czas wyjść z etapu smutku i zacząć choć troszeczkę podkreślać to i tamto. Może dzięki temu poczuję się wewnętrznie silniejsza, bo choć troszeczkę piękniejsza...Jutro ruszamy na weekend do Ciechanowa, to może być dobry czas, na to by z większą troską zadbać o swój look. Odkopię swoją zakurzoną kosmetyczkę, nałożę podkład i tusz i będę cieszyć się weekendem wolnym od toksyn :)

Ps. Żeby konkurs peruka vs chustka odbywał się według sprawiedliwych zasad zamieszczam również swoją fotkę w mojej ulubionej czapeczko-chusteczce :)
Posted by Picasa

środa, 14 września 2011

Peruka vs chustka part 2

Po wczorajszej wlewce dziś samopoczucie mam całkiem niezłe. :) Cieszę się każdą chwilą bez mdłości i słabości. Oj jak mi dobrze tak czuć się normalnie jak człowiek. Oj jak dobrze :)
Nowa ja :)
Korzystając z tych chwil dobroci i łaskawości losu postanowiłam zakończyć sprawę dotyczącą peruki i w końcu zadbać o swoje samopoczucie i wygląd. Wybraliśmy się z R do sklepu wskazanego przez Fundację Rak'n'roll Wygraj Życie na przymiarkę nowej czupryny z włosów naturalnych. Przemiłe i bardzo empatyczne Panie w sklepie Rokoko podały mi kilka peruk do wyboru. Tak się udało, że ta pierwsza okazała się ostatnią. Można ją ładnie układać, jest miękka i puszysta w dotyku niczym uprana w Perwollu :) Czuję się w niej jak kobieta i ja osobiście nie mam poczucia, że to peruka. R ma trochę odmienne zdanie. Dla niego najładniej mi w chusteczce. No cóż. Myślę sobie, że jedno nie wyklucza drugiego mogę na miasto wychodzić w chustce lub w peruce w końcu kobieta zmienną jest :) I w ten sposób i wilk będzie syty i owca cała.
O swoje kreatywne nakrycia głowy  będą musiała dbać przynajmniej do lutego/marca, bo wtedy zgodnie z różnymi rekomendacjami, pojawią się na mojej głowie gęściejsze i możliwe do pokazania włosy. Ciekawe czy będą kręcone?
Ciepło Was pozdrawiam dziś z uśmiechem na twarzy i z nowym nastawieniem do walki!

Ps. Jeśli ktoś z Was myśli, by skrócić włosy o conajmniej 20 cm to zachęcam do wysłania ich do Fundacji Rak'n'roll Wygraj Życie na akcję Daj włos.

poniedziałek, 12 września 2011

Przedjesien

Sporo czasu mi to zajęło, ale w końcu dziś o świcie wyszłam z kręgu żywych trupów i wróciłam do świata normalnych ludzi. Mam na tyle dużo sił, że nawet zabawiłam się w panią domu i ogarnęłam mieszkanie. Uszczęśliwiło mnie to, bo w końcu mogłam zrobić coś konkretnego. Wyłączyłam na jakiś czas stan przetrwanie i weszłam do etapu na spokojnie do przodu.
źródło: http://www.tapeciarnia.pl/5021_jesien_liscie.html
Może jakaś dziwna jestem, ale powiem Wam, że cieszę się z nadchodzącej jesieni. Szczególnie na Śląsku w powietrzu już powoli zaczyna unosić się zapach takiej przedjesieni (skoro jest przedwiośnie to czemu miałoby nie być przedjesieni?). Liście spadają z drzew, rozbuchana życiem przyroda powoli się wycisza, uspokaja i zmusza do refleksji. Do refleksji o chorowaniu, o życiu... Ostatnio stale krąży mi po głowie myśl, że ten świat jest tak sprytnie ale i dziwnie skonstruowany. Żeby dobrze posprzątać dom wpierw trzeba dobrze nabałaganić, żeby drzewa mogły wydać na świat nowe owoce muszą wpierw obumrzeć i odpocząć. No i tak trochę jest z osobami chorymi. Żeby w pełni wyzdrowieć muszą się trochę zniszczyć, wewnętrznie nabałaganić, by później odpocząć i pełną piersią cieszyć się życiem. No i te podobieństwa sprawiły, że cieszę się, iż przyszło mi chorować jesienią. Będę mogła utworzyć grupę wsparcia z przyrodą. Ja doskonale rozumiem jej stan, a ona empatycznie mi się odwdzięcza pozwalając mi zrozumieć mój własny.
Jutro czeka mnie kolejne badanie krwi, jeśli wyniki będą OK to zostanę na oddziale na kolejną dwugodzinną wlewkę. Jakikolwiek będzie wyrok to będę na tak. Jestem teraz w takim stanie, że stale odcinam kupony. Odliczam każdy dzień do zakończenia walki. Każda godzina to godzina mniej do końca, to o godzinę krótszy czas spędzony na trwaniu i zastanawianiu się jak się będę jutro czuła? Jakoś brakuje mi tego mojego optymizmu ostatnio. Chyba przeszłam do kolejnej fazy przechodzenia przez proces zmiany - nastała depresja. Pocieszające jest to, że po niej będzie faza eksperymentowania i może wtedy odzyskam swój dawny zapał i chęci do kreowania czegokolwiek.


środa, 7 września 2011

Dziękuję Wam, że jesteście ze mną!!!

Ostatnimi czasy mało się odzywam, nie odpowiadam na telefony, z rzadka odpisuję na smsy. Wybaczcie, wytłumaczenie jest jedno - zbieram siły na lepsze dni. Teraz mam te trudniejsze...
Z serca Wam dziękuję za to, że się odzywacie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak pozytywnie na mnie to działa. Czuję się wtedy tak jak w moim ostatnim śnie, taka ważna - bo wciąż potrzebna i nie zapomniana.
A sen? Sen był prosty:  prowadziłam grupę zbuntowanej młodzieży na jakichś rekolekcjach w górach. Młodzież była dość wymagająca, ale przez 2 godziny (tyle trwał sen) udało mi się do nich dotrzeć i pomóc zrozumieć, co jest w życiu ważne . Nie wiem czy się popłakałam, ale pamiętam doskonale tą dziwną lekkość i satysfakcję, które  na sercu miałam. :)
Wczoraj miałam kolejną kilkugodzinną wlewkę, po której czułam się na tyle ok, że zebraliśmy się z R w kilka minut i w kilka dooobrych godzin (POlska w budowie :) ) przyjechaliśmy do domu na Śląsk.
Tu pod bacznym okiem Mamy odbudowują swoją krwistą gospodarkę. Choć na wyniki krwi nie mogę narzekać, wczoraj ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że mam je w super dobrej formie. Dobrze, że choć one się trzymają :)
Jak to Ania trafnie określiła, nadal przezywam bunt przeciw peruce, choć tu na Śląsku szczególnie powinnam uważać, na komentarze tzw. obcych,  to nadal wybieram chustkę. Tak naturalnie się w niej czuję i chyba już tak pozostanie. Choć jak tylko wzrosnę w siłach to wybiorę się po jakąś z włosów naturalnych. Będzie okazja, by zaszaleć :) Teraz dla najbliższych jestem Kojakiem. Gdybym nie zmieniła nazwiska to pewnie łatwiej byłoby się im do mnie zwracać Łysek z pokładu (K)Idy :)


poniedziałek, 5 września 2011

Ciężkie czasy

Wymeczyla mnie paskudnie, sponiewierala mnie do szpiku kości. Ta paskudna chemia, a szczególnie cystoplatyna... Ostatnie kilka dni były dla mnie wielkim wyzwaniem. Wyzwaniem, by wykrztusic z siebie resztki sił do tego, by zasnąć, by wstać i coś zjeść. Nie spodziewalam sie, ze to bedzie taki trudne, takie wyczerpujące. Jak pomyśle, ze jeszcze cztery takie kursy przede mną to aż mi sie odechciewa wszystkiego. Jak ja to przetrwam? Skąd wezmę siły? Biedny R tyle lamentow i placzow musi znieść. Żeby tylko jemu wystarczyło sił w drodze ku temu, by wszystko było prostsze.

czwartek, 1 września 2011

3/5

Dzień trzeci wlewow upływa pod znakiem słabości. Czuje sie trochę bardziej zmęczona i senna. Ale najważniejsze, ze jutro już piątek, a po nim sobota i powrót do mieszkania. Ciekawe czy Zdzisio będzie tesknil za mną :)