czwartek, 23 września 2010

Pantofelek

Ta wyśniona, wymarzona już kupiona :) W marcu mam się zgłosić na poprawki i w kwietniu zawiozę ją do domu. Wow! Okazało się to wszystko dużo prostsze niż myślałam.
Teraz mogę zająć się kompletowaniem dalszej części stroju. Myślę, by zacząć od butów. Wiecie, że obuwie to bardzo ważny element stroju? Wiąże się z nim dość trochę różnych zwyczajów i moich ulubionych przesądów. Oto niektóre z nich:
  • Jeśli Młodzi chcą by potomstwo zjawiło się szybko - Panna Młoda powinna założyć najpierw prawy pantofelek
  • Przekroczenie progu kościoła prawą nogą zapewnia szczęście, zgodę i harmonię
  • Jeden ze starych zwyczajów nakazywał, by na kilka dni przed ślubem Panna Młoda umieściła pantofle na parpecie "tak by szczęście miało tam czas zagościć"
  • Kto pierwszy zostanie nadepnięty ten pozostanie Pantoflarzem (tak jak Herkules gdy służył królowej Omfale)
  • Dawniej panował zwyczaj obdarowywania Narzeczonej butami przez Przyszłego Małżonka. Miał on  tym sposobem zapewniać sobie potomstwo, im więcej par butów tym większe prawdopodobieństwo posiadania dużej rodziny. Ciekawe czemu posiadanie potomstwa powiązane jest akurat z butami? Jaką rolę odgrywają tu stopy i pantofle? Hmmm chyba jeszcze za mało wiem o życiu :)

wtorek, 21 września 2010

Biegnie, biegnie - ucieka

Do znudzenia będę to powtarzać, czas leci, czas leci, czas leci !!! Nie wiem czy to tylko moje złudzenie ale jakoś wydaje mi się, że zaczyna biec coraz szybciej. Za 20 dni będzie nas dzieliło już tylko 200 od ślubu. Szok! Trzeba się powoli zaczynać ogarniać z kolejnymi tematami. I tak, dziś udało mi się podjąc kolejną ważną decyzję. Zapisałam nas na kurs przedmałżeński. Wiem, wiem - trudna sprawa. :) Mam tylko nadzieję, że tym razem uda nam się w nim uczestniczyć. :) Wybór padł na kościół o. Dominikanów na Freta. Słyszałam wiele pochlebnych opinii na temat tego szkolenia  i liczę na to, że się nie zawiodę. Co więcej,  wiele sobie obiecuję po tych kilku godzinach. O tym jak było i czego nowego się dowiedziałam poinformuje Was dopiero pod koniec listopada.
Swoją drogę fajnie byłoby prowadzić takie kursy. Zrobić ćwiczenia z komunikacji, z planowania, może i z kreatywności. Ciekawy temat, uczestnicy mogą być pozytywnie nastawieni. Hmm chyba musze to przemyśleć :)

poniedziałek, 20 września 2010

Podjęłam decyzję w bieli!!!

Ślubne przygotowania to czas kiedy bardzo często trzeba odpowiadać na pytania, co? jak? kiedy? do kiedy? i podejmować wiele, a nawet bardzo wiele różnych decyzji. Tych trudnych i mniej trudnych. Choć pewnie to zależy od punktu widzenia i siedzenia. Jak do tej pory swoje boje ze ślubnymi decyzjami (będąc skromną) oceniam na piątkę. Wydaje mi się, że póki co śmiało i z umiarkowaną asertywnością udaje mi się (wspólnie z R rzecz jasna) odhaczać kolejne elementy, które mają się składać na wspólną całość.

Najtrudniejszy egzamin z przygotowań miałam w ubiegły weekend. Domyślacie się pewnie, że chodzi o suknię. Pamiętacie te moje obawy? Potwornie bałam się tego momentu kiedy to wejdę do przymierzalni, założę halkę, na nią sukienkę, spojrzę w lustro i doznam.... załamania nerwowego. Ale powiem Wam, że nie było tak źle. Nie będę czarować bo były momenty trudne, mało konstruktywne, ale generalnie cały kilkugodzinny proces poszukiwań zakończył się sukcesem. Czy wielkim to się okaże za 221 dni. Na ten moment melduję wykonanie zadania - sukienka ta jedyna, wymarzona - znaleziona :)

Proces poszukiwań - czyli kto, gdzie, jak pomagał mi podjąć białą decyzję.
Świadkiem tej wielkopomnej chwili zatapiania / wbijania się w satyny i tiule były Dzielne Kobitki, reprezentantki kilku pokoleń : Mama, Babcia, Karolina i  Madzia. :)
Akcja rozgrywała się na al. Jana Pawła II w zagłębiu opływającym w "złoża" ślubnej bieli.
Jak? Wytrwale, z pozytywnym nastawieniem, chęcią osiągnięcia sukcesu, z odwagą - tak postanowiwszy podejść do sprawy dzielnie poddawałam się ocenie moich Kobitek. Zatopiłam się w 15 sukniach! (Brawa dla wytrwałych dla Was za cierpliwość)
Suknie - Co jedna to bardziej niezwykła, podkreślająca inne atuty mojej kobiecości. Jak mantrę powtarzałam wszystkim miłym  paniom konsultantkom,  że chcę zakryć to i tamto. Jedne panie uprzejmie dostosowywały ślubną biel do moich potrzeb, inne uparcie powtarzały, że one nie widzą potrzeby tuszowania tego i owego i o ironio! zachwycały się moimi niedoskonałościami. Cały proces przymierzania był trudny ponieważ jedna z wielkich faworytek pojawiła się jako 3.  Reszta pięknych powabnych, kryształowych, koronkowych zdobień nie czyniła ze mnie aż tak uroczej Młodej Panny. Aż do momentu kiedy w ostatnim salonie przymierzyłam ostatnią sukienkę, a do niej dłuuuugi biały welon. Widok był piorunująco-olśniewający. Aż łzy stanęły mi w oczach. Pojawił się problem. Magiczną 3 trzeba było rezerwować już dziś - jeśli było się zainteresowanym magiczną ceną  :) I co tu robić? Czułam się jak ten osioł co mu dano w jednym żłobie owies, w drugim siano. Decyzja była trudna, zdania Dzielnych Kobiet podzielone.. Napięcie rosło. Godzina zero miała nadejść niebawem. Po pomoc zwróciłyśmy się do przedstawicieli płci przeciwnej - którzy swoimi argumentami dali inspirację do tego by ponownie przyjrzeć się zdjęciom sukien (które mamy dzięki Karolinie vel Paparazzi) i podjąć ostateczną decyzję.
3 zwyciężyła! Jej zdjęć Wam nie pokaże - musicie mieć jakiś element zaskoczenia :)
Zamieszczam fotkę jakiejś tam sukienki - tak byście uwierzyli, że niebawem wystąpię w bieli :)
Kobitki - dzięki!!!!

sobota, 11 września 2010

Podróż w bieli

Rety, rety! Czas ucieka. W czwartek uświadomiłam sobie, że to już najwyższy czas! Najwyższy czas by wybrać się w podróż, której celem będzie wybór tej jednej, wymarzonej, wyśnionej - sukienki. Ruszam 18.09 o godz. 10:00. Pierwszą stacją będzie salon na al. Jana Pawła II, w sumie 3 kolejne też tam będą. Tak się jakoś złożyło, że ten teren to zagłębie sukien ślubnych. W podróży towarzyszyć mi będzie Mama, Babcia, Świadkowa i Madzia. :) Trzymajcie kciuki!

niedziela, 5 września 2010

Ślub w second lifie

Wiecie, że w nocy i czasem w niedzielne popołudnie prowadzę drugie i to bardzo bujne życie? Zaskoczeni? Pewnie nie wszyscy. Ci z Was, którzy też tak mają teraz wybaczają mi moje poranne niezadowolenie, niewyspanie bądź nadmierny dobry humor. Ci, którzy nie wiedzą pewnie zachodzą w głowę o co chodzi, zadając sobie pytanie - a co porabiasz w second lifie?
Już Wam odpowiadam. Otóż czasami chodzę sobie zwyczajnie po górskich szlakach, innym razem prowadzę nadzwyczajne zoo w swoim mieszkaniu, a bywa i tak, że jestem świadkiem morderstwa, po którym muszę się ukrywać gdzieś po zapajęczonych szafach. Niektóre rzeczy mam okazję robić po raz pierwszy, a w niektórych dochodzę już do perfekcji. I tak,  już tyle razy w swoim drugim życiu brałam ślub i byłam w ciąży, i to w tak nietypowych okolicznościach, że w pierwszym życiu już mnie raczej nic nie zaskoczy.
Tak jak i pierwsze życie, drugie również ma swoje plusy - można robić rzeczy niemożliwe, poznawać nowe, ciekawe rzeczy, przeżywać fragmenty z pierwszego życia jeszcze raz i to kilka razy pod rząd. Ma też jednak i minusy -  ten strach i obrzydliwości, które trzeba oglądać, ucieczki i ukrywanie się od których brakuje tchu sprawiają, że czuję się jak gwiazda z horrorów.
Tyle jeśli chodzi o wstęp - przejdźmy do meritum.
źródło: getmarried.com
Wczoraj w swoim drugim życiu znowu brałam ślub. Nie wiem, który to już raz tego lata. Ale tym razem było inaczej...Wcześniejsi mężowie byli tacy jacyś dziwni - albo nie było widać ich głowy (bo jej nie mieli), albo przychodzili do kościoła w slipach, albo po dotarciu do ołtarza okazywali się jakimiś strasznymi potworami, których pierwszy raz wiedziałam na oczy.Wczoraj było inaczej. Mąż był znany (R) i w ubraniu.
Ja też wyglądałam inaczej niż do tej pory. Miałam na sobie piękną białą sukienkę, w 100% dopasowaną do mnie. Wcześniej zdarzało mi się stać przed ołtarzem w worku, w łachmanach, w niekompletnym stroju. A w tej wczorajszej sukni czułam się wsssspaaaaniale.
Co do gości to też różnili się od tych zapraszanych wcześniej, przede wszystkim byli ludźmi (a nie kosmitami), znajomymi buziami - którzy ewidentnie dobrze nam życzyli.
Ksiądz był prawdziwym księdzem o ludzkiej postaci - ci wcześniejsi przypominali Shreka albo jednookiego bandytę. To co jeszcze wyróżniało ten ślub od tych poprzednich to fakt, że wszystko szło gładko - nie spóźniliśmy się, niczego nie zapomnieliśmy, nikt się nie pomylił, byłam jedyną panna młodą, która chciała poślubić tego jedynego. W sercu miałam taki cudowny spokój, że nawet do głowy mi nie przyszło by tak jak dawniej uciekać! 
Ze względu na to, że działo się to z soboty na niedzielę na 236 dni przed pierwszym ślubem w moim pierwszym życiu - potraktuję to jako proroctwo :) A ciekawe jak to doświadczenie odebrał by Freud?

środa, 1 września 2010

Innowacje w ślubnych zaproszeniach

http://collectionofemails.blogspot.com

Poszukując ślubnych innowacji znalazłam wiele inspiracji dotyczących zaproszeń. My już mamy koncepcję naszego zaproszenia :) Jakoś nie mieliśmy problemu z pomysłem. A dzięki Ani R-M udało się nam znaleźć super wykonawcę. Dzięki raz jeszcze!
Póki co mogę powiedzieć, że nasze invitation będzie inne, spersonalizowane. :) Dokładny projekt ujawnię za kilka miesięcy. Czekajcie cierpliwie.
Dziś chcę Wam przedstawić kilka bardzo kreatywnych koncepcji zaproszeń. A nóż Was do czegoś zainspirują.

http://collectionofemails.blogspot.

1. Filmowe zaproszenie -  http://www.youtube.com/watch?v=uyq26Q01bVA

2. Karta Master Love - zawsze możesz ją mieć w portfelu

3.Zaproszenie informatyka

http://collectionofemails.blogspot.com  





















Mam też do Was pytanie - jak myślicie, czy w dobrym stylu jest zamieszczanie w zaproszeniu prośby o to by  goście zamiast kwiatków sprezentowali Młodym książki bądź kupony totka bądź jedną różę?
Przyznam szczerze, że ja osobiście jestem fanką takich pomysłów, jednak moja Babcia niekoniecznie.. A co Wy o tym myślicie?