poniedziałek, 22 lipca 2013

Myśli niepoukładane

Miałam pisać na tamtym blogu, a piszę tu. Zastanawiałam sie ostatnio dlaczego. I jedyna rozsądna odpowiedz to taka, ze mam poczucio-przeczucie, ze Wy tu jesteście. Bo jesteście prawda? 

Dziś pierwszy dzien w pracy po urlopie. Po urlopie? A co to takiego urlop? Śmiem zapytać po dzisiejszej dawce zadań. Dodając do tego informacje, ze przyszły tydzien bedzie mega wyzwaniem już marze o kolejnym weekendzie.
I tak raz marze o tym, by czas płynął szybciej, a raz wolniej. Wszystko zależy od perspektywy. Od czego zależy perspektywa zatem? Tak naprawdę to chyba od danej chwili, wydarzeń które aktualnie maja miejsce, towarzyszących emocji, uczuć... Jestem tylko kobieta i ulegam zmianom. Choć dziś mam po raz enty takie myśli, ze nic nie jest ważne po prostu nic, ważne jest by aż szczęśliwie żyć. Spełniać sie ile tchu. Dając światu cząstkę swej dobrej energii. Bez nudy i lenistwa, bez egoizmu i troski o swe dobra. 

Dziś trudny dzien. I nie chodzi mi o powrót z urlopu, bo to blahostka. 

Dzis niebo powiekszylo swe szeregi Aniolkow. 
I chyba tak łatwiej o tym myśleć. Spokojniej mi na sercu kiedy mysle, ze jest teraz tam gdzieś miedzy oblokami i to dlatego nie ma jej tu z nami. [*]



Śmierć to strasznie trudny temat. Niby wszyscy wiemy, ze nas czeka. Jednak rzadko kto myśli o tym jako o czymś dobrym. Przeciez wrogom zyczy sie smierci, a przyjaciolom dlugiego zycia.
I niby wiemy, ze po śmierci może na nas czekać nowy, lepszy Swiat. A jednak... 
To chyba ta niepewność co bedzie potem nas tak blokuje. Czy aby na pewno dotre tam gdzie bedzie pieknie? Czy aby na pewno ten drugi Swiat istnieje? 
I jakie tu znaleźć rozwiazanie? Jak to sprawdzić? Da sie? 
A może trzeba zyc w zgodzie z soba i zaufać…
Zapytaja inni tylko jak ufać kiedy płacze Matka po utracie swego dziecka? 
... zaufać do końca...

A to chyba jest w tym wszyskim najtrudniejsze...

piątek, 19 lipca 2013

A życie to wędrowanie

Takie cuda w naszych Tatrach odkryliśmy w tym roku. Widok tak piękny, ze zaparło mi dech, odebrało mowę i nawilżyło oczy.
Pewnie większość z Was poznaje Czarny Staw Gąsienicowy. Wędrówka do niego nie należy do najlatwiejszych jednak trud zostaje wynagrodzony z nawiązką. 

Tegoroczna podróz wakacyjna sprawila, ze kolejny raz uwierzylam w tezę, ze człowiek najlepiej uczy sie przez doświadczenie. 
Wiele mądrych książek napisano o rozwoju i o nastawieniu do pokonywania sanego siebie. Kilka z nich nawet przeczytałam. Jednak dopiero górskie wędrowanie uzmysłowiło mi wartość stawiania sobie ambitnych celów i osiągania ich nieraz w pocie czoła i z odciskami na stopach. Na nowo odkrylam, ze mierzenie górskich szlaków podobne jest do pokonywania trudności w życiu, do rozwijania siebie. Jeśli nie zdecydujesz sie zaryzykować, podjąć wysiłku może ominąć Cię najwspanialszy cud na świecie. Zostając u podnóża gor, rezygnując ze wspinaczki możesz nie poznać na ile Cię stać i ile warte jest zycie. Trud buduje charakter i wzmacnia poczucie satysfakcji. Chodzenie na łatwiznę nie powinno byc trendy. 

Szukajac kolejnych analogii stwierdzam, ze gdyby nie trud choroby nie poznalabym mszy o uzdrowienie i uwolnienie. Nie wiem czy miałabym możliwość poznać jak wspaniałym darem są charyzmaty. Kto wie czy byłoby mi dane uczestniczyć w Rekolekcjach na Stadionie, które napelnily mnie tak ogromna wiara i nadzieja, ze strach o jutro spadł z wysokiego szczytu poniżej poziomu morza. Wiele mogę w tym, ktory mnie umacnia. Zbudowana, z wyleczonymi odisksmi Ruszam zatem w kolejna wędrówkę by osiągnąć następny wyoski szczyt. 

piątek, 5 lipca 2013

Apel

Rozpoczynamy urlop. Od jutra dwa tygodnie dla siebie. Bez stresu, bez niepotrzebnego spiecia, wzdecia i nadecia. Taki czas gdzie nie jest ważne czy to już poniedziałek, dopiero środa czy wyczekany piateczek. Ach...

Ale ja nie o tym chciałam. Pierwszy dzien urlopu spedze w dość mało wakacyjnym miejscu, bo na stadionie. 
Tak idę na spotkanie z o. Johnem Bashobora. Co wiecej czekam z niecierpliwością na ten dzien od kilku miesięcy. 
Jak dobrze wiecie lub nie od ponad roku biorę udział w mszach o uwolnienie i uzdrowienie. Jutro zatem nie bedzie to moj pierwszy raz. Odkąd zaczęłam uczęszczać na te msze zaczęłam tez wiecej czytać, pytać, rozmawiać o charyzmatach. Nie jest to temat prosty. Wręcz rzeklabym, ze jest mega trudny. 
Wiara generalnie jest pojęciem kryjacym w sobie wiele pytań które pozostają bez logicznej odpowiedzi. 
Nic zatem dziwnego, ze jutrzejsze spotkanie na stadionie wywołuje wiele emocji. W mediach można przeczytać wiele artykułów na temat szamanstwa, śmieszności, wydarzenia dla głupków i naiwniakow. Przyznam ze czytam te artykuły i zastanawiam sie nad tym co autor miał na myśli. Co chciał tym artykułem pokazać, udowodnić? Co chciał bym jako jego klient poczuła, pomyślała? I zwykle niestety ale mam poczucie, ze autor danego tekstu pisze pod publikę. Procz kilku zdań osmieszajaco-kwestionujacych nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Nie jest wiarygodnym partnerem do dyskusji  Modnie jest śmiać sie, kwestionować coś w co ludzie wierzą. Potwierdza to fakt, ze w tzw modnych mediach wszyscy pisza ze to bez sensu przytaczajac opinie tylko tych co tez tak mysla  a jak ktos tak nie mysli to jest zasciankowy. Co za upraszczanie rzeczywistosci  
Dla mnie nie jest to kwestionowanie tylko zwykła dziennikarska ignorancja. To tak jakby ktoś pisał o tym jak Janowicz grał w tenisa pytając tylko o zdanie golfistow, bokserów jak oni to widza z ich doświadczenia. 
Jaki piękny uśmiech pojawił sie na mojej twarzy gdy przeczytałam tekst o tym ze kosciol stawia teraz na marketing. Ze o. John prześciga sie w cudach z Jezusem. 
Normalnie Panie Dziennikarzu gratuluje pomysłu. Marketingowo działa. :) 
Tylko ze jest to kłamliwe. I dlatego sie buntuje. Nie lubię strasznie jak ktoś nie sprawdzi, nie doczyta, a głosi prawdy objawione. 
O charyzmatach przeczytałam wiele literatury z kraju i ze swiata. Wiem ze to pojecie trudne. Tak jak wiara. 
Wiem ze to nie ksiądz jeden z drugim uzdrawia a Bóg. Wiem z doswiadczenia ze wiara potrafi czynić cuda większe niż terapia. Tylko trzeba byc na to otwartym, gotowym. Trzeba spróbować. 
Zachorowalam na raka. Przeszłam przez ciężkie leczenie. Nie raz do tej pory mam chwile gdy nie mam już sił. Bo strach jest tak silny, a zaufanie do ciała minimalne. W takich trudnych momentach pomaga mi właśnie wiara. Wiara ze to ma sens. Msze dają mi niesamowitego kopa do tego by dalej iść z podniesiona głowa, by marzyć, planować. Bo w tych mszach nie o to chodzi ze ktoś chory nagle zdrowieje, ze ktoś kto nie mógł chodzić nagle wstaje i idzie. Tu chodzi o coś znacznie wazniejszego. O zaufanie, ze zycie ma sens. O wiarę, ze dam radę pomimo wszystko. O to ze nie jestem sama. O to ze kiedy przychodzą trudne chwile ja czuje ze to do czegoś prowadzi więc sie nie poddaje. 
Panie Dziennikarzu proszę uszanuj to co nie do końca wydaje Ci sie zrozumiałe a innym daje nadzieje. Zanim wysmiejesz doświadcz. Chętnie z Tobą podyskutuje tylko proszę przygotuj sie jak do rozmowy z partnerem. Nie traktuj mnie jak głupka. 
Dziwi Cię to, ze jutro takie tłumy idą "sobie zobaczyć stadion". A kiedy Ty ostatnio przyglądałes sie swojemu życiu? Kiedy zrobiłeś sobie stop klatkę i zadała pytanie - gdzie jestem i dokąd zmierzam?  Daj szanse innym na chwile zastanowienia, pochylenia sie nad sensem w taki sposob jak tego chca. Kropka.