Wtedy myślałam sobie (niezła jestem, że to pamiętam), że jak się ma taką właśnie książeczkę to znaczy, że się jest dorosłym i marzyłam o tym, że pewnego dnia i ja będę miała taką książeczkę (tylko z obrazkami). W sumie na realizację tego właśnie marzenia nie musiałam długo czekać. W wieku 6 lat przystępując do komunii świętej (na Śląsku dzieci mogą przystępować do komunii w zerówce lub w 2 klasie) otrzymałam czarną książeczkę. Niestety ta wersja książeczki różniła się od tej, którą posiada(ła) Mama. Było na niej napisane Skarbczyk (na Mazowszu mówi się na to Modlitewnik) i nie było dwóch połączonych kółek. Jakiż wtedy był mój zawód.... niewyobrażalny... Co prawda moja książeczka była zaopatrzona w obrazki, dzięki zdolnościom platycznym rocznej Karoliny w pewnym momencie obrazków (przypominających sztukę współczesną) było więcej, ale pomimo tego książeczka nie była taka fajna jak ta Mamy. Wtedy ktoś mi wytłumaczył, że taką samą książeczkę jak Mama ma również Tata, i że te dwa kółka z okładki to pierścionki Mamy i Taty (czytaj: obrączki), i, że takie czarne książeczki dostaje się jak się wychodzi za mąż (bądź żeni oczywiście). I, że jak kiedyś będę miała ślub to też taką dostanę. W tamtym momencie wydawało mi się, że czasy kiedy będę posiadała magiczną czarną książeczkę Mamy są tak bardzo odległe, że prawie nieosiągalne. A tu proszę za 257 dni zasiądę w kościelnej ławie obok R, a przede mną będzie leżała biała książeczka (taka teraz moda, czasy się zmieniają) z dwoma połączonymi kółkami (czytaj: obrączkami).
Biała książeczka jest moja, czarna R |
Ps. Zakup już dokonany - to jeden z owoców pielgrzymki.
szczerze pierwszy raz słyszę o istnieniu takiej książeczki, ale to tylko pokazuje, ze na zachodnimpomorzu tego typu tradycja nie jest tak mocno zakorzeniona.
OdpowiedzUsuń