wtorek, 25 października 2011

czas, czas, czas...

Wiecie jakie niesamowite postępy w zaprzyjaźnianiu się z nami robi Frajda! Codziennie jestem pod ogromnym wrażeniem jej kociej osoby. Od tygodnia bardzo dużo gada. Siada obok mnie i "miau miau" opowiada mi różne historie. Chodzi za mną lub za R niczym piesek i bacznie obserwuje każde nasze działanie. Bardzo lubi z nami gotować. Siada grzecznie przy zlewie i pijąc wodę z kranu pilnuje, by czasem zupa nie była za słona :) A dziś po raz pierwszy wskoczyła do jeszcze nie zaścielonego łóżka i położyła się obok mnie :) Zwykle wskakiwała na krótką chwilę upomnieć się o pieszczoty, a dziś taka niespodzianka :) Teraz grzecznie śpi w swoim łóżeczku i uroczo pochrapuje - co też jest nowością. 
I jak tak sobie o tej naszej Frajdzi myślę to znowu dopada mnie refleksja na temat czasu. Prawdą jest, że na wszystko go potrzeba - na zdobycie dużego kociego zaufania i na powrót do zdrowia też. To co ważne i niebanalne w naszym życiu wymaga od nas cierpliwości i wytrwałości. A co w sytuacji kiedy ta cierpliwość i wytrwałość się kończy? Jak można dotrzeć do ich źródła i zasilić je? Chyba najlepszy sposób to nie liczyć godzin ni lat, tylko poddać się chwili zajmując się czymś innym. Mieć głowę zajętą innymi ważnymi sprawami. Kiedy w weekend nasze myśli uciekały w stronę Antosia i  jego walki o życie ani przez chwilę nie myślałam o tym, że chciałabym by był już styczeń... Dlatego od dziś codziennie będę nawet pomimo braku chęci i sił zajmowała się czymś skomplikowanym, trudnym, by tylko skupić się na innym froncie. Byś może w ten sposób oszukam czas, który szybko wtedy szybko minie...
Ps. Jutro jadę na badania krwi i się okaże czy od czwartku ruszę z czwartym kursem chemii. Dam znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz