środa, 4 sierpnia 2010

Panna Młoda - istota wyjątkowo emocjonalna


Czuję, że z dnia na dzień temat ślubu wywołuje we mnie coraz więcej, bardziej intensywnych emocji. Takie pomieszanie z poplątaniem.
Gdyby tak ktoś w tym momencie zadał mi pytanie jakie 3 emocje czy uczucia mam w sobie myśląc o ślubie odpowiedziałabym od razu, że jest to mikstura radości, strachu i zaciekawienia. Ale zaznaczam, że jest tak w tym momencie...

Ktoś zapyta z czego się tak cieszysz?
Cieszę się, że obok mnie pojawił się ktoś taki jak R, że wspólnie, cierpliwie uczymy się siebie nawzajem, że zdecydowaliśmy być ze sobą póki sił nam starczy czyli miejmy nadzieję, że do końca życia i dalej.
Cieszę się, że każdy z nas odnalazł się w świecie tej drugiej strony i lubi w nim przebywać.
Cieszę się, że moja rodzina i przyjaciele lubią R ze wzajemnością.
Cieszę się, że inni się cieszą z naszego ślubu.
Cieszę się, że udało nam się znaleźć fajny termin, sale, zespół, że mamy super świadków, że oszczędzanie kasy nam jakoś idzie...
Kiedy pomyślę sobie, że to ja Monika K biorę niebawem ślub, to aż serce mocniej bije mi w piersi i odczuwam wtedy takie napięcie, bo bardzo chce się, by ten moment ślubu już nastąpił, był za chwilę... tuż, tuż... ale czas leci, wiecie zostało już tylko 268 dni!

Wtedy padnie kolejne pytanie, a czego się lękasz?
Nieznanego... W sumie mam prawo, bo przecież nigdy wcześniej nie byłam Panną Młodą, nie ślubowałam w kościele miłości na dobre i na złe... Ale tak konkretniej, to najbardziej się boję tego, że będę strasznie płakać. Fakty są niezaprzeczalne - jestem osobą wrażliwą, byle reklama, film, bajka, a ja płaczę jak bóbr. Płakałam na ślubie Magdy, Lidki, Marysi, Tryni - to na swoim nie będę? No właśnie- pomóżcie mi znaleźć sposób na to by móc uronić łezkę, a nie ryczeć jak przy obieraniu mega cebuli.

Ten sam ciekawski ktoś dopyta, a co Cię ciekawi?
Mam w sobie taką zdrową, naturalną ciekawość tego jak to będzie. Tego jak będziemy się czuć? Jak będziemy wyglądać? Co ciekawego się wydarzy? Czy goście będą zadowoleni i będą się dobrze bawić? Kto w ogóle będzie się z nami weselić? Jakie popełnimy gafy? Kto, co, jak, kiedy, gdzie... pytań tysiące. Na wiele rzeczy można się przygotować, ale wiele z nich dopiero wychodzi w praniu..

Teraz jak sobie to piszę to zdałam sobie sprawę, że w chwili obecnej panuje we mnie jeszcze luz, w dniu ślubu zakładam, że też będzie luz (przynajmniej bardzo tego chce), ale to co się będzie działo na kilka dni przed ślubem.... O matko!!! Znając swoje nastawienie i perfekcjonizm pewnie będę czuła się jak na jakichś dragach - albo w mega euforii albo w panice połączonej z wybuchami płaczu... Żeby tylko wtedy inni ze mną wytrzymali :) i mnie wspierali! Żebym sama z sobą dała radę! Muszę sobie kupić jakiś amerykański poradnik - Nie dać się zwariować. Czyli ostatnie dni przed weselem. Albo wykupić wizytę u dobrego terapeuty... Panikuję no nie?

3 komentarze: