piątek, 20 sierpnia 2010

Kilka refleksji po przeczytaniu magicznej książki

Jak to w życiu bywa - człowiek potrafi sobie wszystko bardziej lub mniej racjonalnie wytłumaczyć tylko po to by czuć się komfortowo. Do tej pory stresowałam się na samą myśl o tym, że podczas ślubu wybuchnę płaczem. Aż tu w jednej magicznej książce o ślubnych tradycjach znalazłam przesąd mówiący o tym, że jeśli Panna Młoda uśmiecha się podczas ślubu to zapowiada to nieszczęście, jeśli zaś popłakuje to wróży to pomyślność. :) Więc jeśli będę płakać to będziemy mieć pomyślne życie, jeśli natomiast zechce mi się śmiać to będziemy mieli szczęśliwe życie - przypominam, że inny przesąd mówi, że Para Młoda uśmiechnięta podczas ślubu będzie miała happy life. :) I to jest piękne, bo jakby nie było to i tak będzie dobrze.
W tej samej magicznej książce znalazłam ciekawy wierszyk, który ponoć w XIX wieku był jedną z modlitw, którą co wieczór "stare panny" odmawiały prosząc o męża.

"Już minęło szesnaście latek,
Czas mi się wpisać w rejestr mężatek (...)
A nie daj mi Boże w wianuszku umierać
Czy stary, czy młody nie będę przebierać."

Co o tym myślicie? Ja jak to przeczytałam za pierwszym razem to się uśmiechnęłam, za drugim razem zaśmiałam, a za trzecim  wpadłam w zadumanie... Rety, jak można w wieku 16 lat popadać w taką desperację,  żeby modlić się o jakiegokolwiek faceta, który mnie zechce!!  Co taką osobą mogło kierować? Dobrze, że nie żyje w tamtych czasach, bo chyba trudno byłoby mi się dostosować do warunków obowiązujących. Ufff...jak to dobrze, że czasy się zmieniły i do takich aktów desperacji już nie dochodzi - no chyba, że o czymś nie wiem. :) 
Urodzony 27 lat temu. Ma potencjał.
źródło: http://www.fotosearch.pl/thumb
/GLW/GLW208/gws130009.jpg
A właśnie, jeśli chodzi o wiek, to ta sama magiczna książka otworzyła mi oczy na jedną ważną sprawę. Może wiecie albo i nie wiecie, że w XIX wieku mężczyźni żenili się mając 25-29 lat. Dlaczego? Bo w tym wieku posiadali już odpowiedni potencjał ekonomiczny. No bombowe określenie. Nie piszą, że mieli duży majątek, kilka pałaców, fabrykę żarówek czy stado koni ale mieli potencjał!!! I zapewne było tak, że jak Panienka wymodliła młodszego to on był z potencjałem ( nie mylić z potencją), a jak  tego starego to z majątkiem (coś za coś).
To co mnie urzekło w tej całej historii z  potencjałem ekonomiczny to fakt, że jest on jednym z najbardziej znanych i analizowanych motywów zamążpójścia.Od zarania dziejów, w każdym miejscu na kuli ziemskiej ten aspekt miał mniejszy lub większy (ale raczej większy) wpływ na to który kawaler jest właściwy dla danej panny. I takie działania  na przestrzeni wieków nie wiele się zmieniły. Różnica jest taka, że kiedyś kiedyś ów potencjał ekonomiczny (zrealizowany bądź dopiero wskrzeszany) oceniały  całe rody, później rodziny, jeszcze później rodzice, a teraz na szczęście ten potencjał i kilka innych :) oceniają same przyszłe Panny Młode. Patrząc oczywiście na to który wybranek będzie najlepszym mężem, ojcem i ... kochankiem. :)

A ów magiczna książka to: "Śluby polskie. Tradycje, zwyczaje, przepisy". Dzieło popełnione przez  Hannę Szymanderską

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz